Na rozciągającym się przed nami średniej wielkości wzgórzu znajdowało się małe, przytulne ognisko otoczone przez siedzących na pniach piłkarzy.
Gdy tylko weszliśmy w pole widzenia od razu odwróciło się w naszą stronę 48 gałek ocznych i 24 wąchających nosów. A węch moi drodzy piłkarze mają bardzo dobry. Tak się zastanawiam czy poczuliby zapach świeżo parzonej kawy z odległości 4 kilometrów. Pewnie tak. To jak z bandą dzikich goryli w klatce, pokaż im banana to zaraz się o niego zabiją. Dobrze, że zawsze przynosimy wystarczającą liczbę kaw więc nigdy do takich sytuacji nie dochodzi. No chyba, że Cesc szybko wypija swoją (specjalnie) i wtedy skomle jak pies podchodząc do mnie,a jak ja mu nie daję to podbiega z nienacka do Maty, kradnie mu kawę i spieprza niczym antylopa. A,że Mata jest mały i nie najszybszy to czasami nawet nie rusza za nim tylko macha ręką i siada wielce obrażony. A ja czasami mam dzień dobroci dla zwierząt i nawet oddaję mu swoją. Bo przecież Juan jest tak słodziutki i taki biedny.
Trza pomagać mniejszym co nie ?
A wracając do naszej obecnej sytuacji. Tak jak się spodziewałam wszystkie 48 par gałek ocznych zamieniło się a spodki po dostrzeżeniu piłkarzy, którzy raczej nie wyglądali na piłkarzy reprezentacji Hiszpanii. Teraz patrzeć na miażdżący mnie wzrok Pique mówiący "Zdrajca!" czy coś w tym stylu tak sobie myślę czy był to dobry pomysł. No bo pomyślcie sobie jaka by była beka gdybyśmy doszli do finału z Anglią i jeszcze przegrali! Już słyszę oskarżycielski wywód Silvy :"A ja się nawet z nim kawą dzieliłem!","Bezczelny strzelił nam gola, a myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!" i tym podobne. Czy ja właśnie prowadzę biednych Anglików w paszczę lwa?
Aaaaa tam, przynajmniej będzie się z czego pośmiać.
Tak jak się spodziewałam po otrzęsieniu się z szoku piłkarze ruszyli w naszą stronę i tak jak się spodziewałam rzucili się na kawę nie dziękując za jej przyniesienie.
Norma.
-Dzięki za kawę!-krzyknął Torres siedzący przy ognisku .Patrzcie ten to nawet sam się nie pofatygował tylko wykorzystał kolegę.
-Awwwwwwwww! Fer, jestem w szoku!!! Pierwszy raz kt-
-Torres cioto! Za kawę się nie dziękuję!-przerwał mi Valdes.
-Ta! To jej obowiązek!-wtrącił Cesc.
-Fabregas ty suko!-Tak jak myślałam, wszyscy przerwali to co robili, a w przypadku Puyola było to obrywanie skrzydełek małej muszce i spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-Suko? Gabi, serio? - pacnął się w czoło Torres.
-No co?
-Nie nazywa się faceta suką!-szepnął do mnie Lampard.
-Bo co?
-Bo to obraźliwe!-Xavi.
-Ale ja chciałam go obrazić!
-Ale nie tak!-Iker.
-A jak?
-No nie tak!-Reina.
-A jak!
-Inaczej?-Iniesta
-A spierdalać!-tupnęłam nogą i ruszyłam w stronę ogniska. Normalnie przez nich się kiedyś zabiję i by było fajnie, w liście pożegnalnym napiszę, że to przez nich żeby poszli do kicia.
Wyobrażacie to sobie?
Hah.
Dotarłam na miejsce i rozglądając się jak jakiś maniak od razu zauważyłam coś, a raczej brak czegoś.
-Gdzie boczek?!-zwróciłam się do najbliższej mnie osoby którą okazał się być Steven Gerrard.
-Właśnie też o tym myślałem.-zaśmiał się.
-Też kochasz boczek?-poprzestałam swoje poszukiwania i odwróciłam się całkowicie w jego stronę i uniesioną brwią.
-No jasne! To jak mięsny orgazm.-powiedział poważnie z cieknącą ślinką, oczywiście nie żeby mu ślina ciekła.
-Zakochałam się!!!-pisnęłam.
-Nah, nah, nah -pogroził mi palcem- Mam żonę.-zaśmiał się.
-Trudno, to najwyżej będziemy boczkowymi partnerami jakkolwiek dziwne to brzmi-wyszczerzyłam się uradowana.
-Jak dla mnie idealnie.-też się wyszczerzył i przybiliśmy sobie żółwika.
Mam boczkowego partnera!
HOW COOL IS THAT?!
-Ty idź sprawdź przy kiełbasach, a ja sprawdzę czy ktoś go nie zwędził-zarządziłam po chwili i z powagą ruszyłam na poszukiwaniu boczku.
-Ejj, ktoś widział boczek ? Fer obiecał, że będzie a chłopaki z Anglii bardzo lubią boczek.-kłamałam jak z nut żeby nie dowiedzieli się o moim małym fetyszu bo wykorzystywaliby to już do końca mego marnego żywota.
-Haha! Jasne, myślisz że nie wiemy o twoim małym fetyszu?-zadrwił Pique.
FAK SHIT!
-I właśnie dlatego, droga koleżanko, go nie dostaniesz. Zemsta-usłyszałam za plecami.
O nie,nawet się nie waż.-pomyślałam odwracając się.
A jak! około dwóch metrów ode mnie stał Fabregas i z wrednym bananem na ryju machał mi bezczelnie przed oczami siatką z boczkiem.
-Ty su-!-przerwałam przypominając sobie moje ostatnie słowa do tej gnidy i lekcję jaką później udzielili mi piłkarze.
Blah blah blah.Whatever.
-Ty człekokształtny!-much better-oddawaj bo zginiesz mściwa pando!-ruszyłam z piskiem do przodu. Dostanę ten boczek, możecie być tego pewni.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. No dobra może z odrobiną pomocy ze strony mojego boczkowego partnera ale dostałam to czego chciałam! A raczej dostaliśmy i z zemsty na Fabregasie nie daliśmy mu ani grama.
Cierp !!!
Przygotowawszy sobie talerz prawie spalonego boczku (takie są najlepsze) dosiadłam się do Torresa który nadal patrzył na mnie jak na ciotę i odstawiając na chwilę mój posiłek na obok (ciągle czujnie go obserwując widząc głodny wzrok Cesca) ściągnęłam buty.
No co, było ciepło.
-Fuuuu! Gab! My chcemy dożyć do jutra!
Mogłam się tego spodziewać.
-Jak się nie przymkniesz to nie dożyjesz do pierwszej.-przedrzeźniałam go prawie wkładając mu stopę do oka. Zemsta.
Albo i nie bo Fer w tej samej chwili złapał mnie za małego palce, że aż podskoczyłam i runęłam w tył turlając się w dół małej górki, co oczywiście sprawiło radochę pozostałym.
-Nie!!! Boczku!! Tak ciężko było tam wejść! Ał mój palec!-jęknęłam.
Nie martw się Allen, zemszczę się dla ciebie.Już nikt cię nie skrzywdzi. A szczególnie nie ten zły tleniony Pan.
-O wiem!-powiedziałam do siebie po cichu. Poudaję trochę martwą może się przestraszą. Bardziej prawdopodobne ,że napchają mi trawy do ust i wstawią zdjęcie na fejsa ale zawsze warto spróbować.
10 sekund ...
30 sekund ...
Minuta ...
2 minuty...
3 minuty ...
ZAPOMNIELI O MNIE?!
-Gabiiii!-usłyszałam melodyjny głos Torresa.
-Gabbbb! No weź! Gdzie jesteś?!
Oj, zapomniałam,że było ciemno. No ale bez przesady! Żeby mnie nie zauważyć!
Hańba.
Już miałam wstać i porzucić swój plan wiedząc, że ślepy mnie nie znajdzie gdy coś zahaczyło o moje nogi z impetem i runęło prosto na mnie.
-AŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-zawyłam z bólu.- Ty cioto!!!
-O, mam cię!-uśmiechnął się głupkowato blondyn podpierając się na rękach żeby mnie nie zmiażdżyć do końca.
-Mówisz?-zakpiłam.
-Nic ci nie jest?
-Poza złamanymi żebrami chyba nic.-uśmiechnęłam się lekko.
-Aha to spoko.-szepnął delikatnie odsłaniając mi włosy z twarzy. Spojrzałam mu prosto w oczy i momentalnie przypomniałam sobie naszą rozmowę ponad dwa lata temu.
-O czym tak rozmyślasz?-spytał mnie Fer przyglądając mi się uważnie.
-O niczym ważnym-odparłam od niechcenia.
-Na pewno?
-Na pewno.
-No dobrze-odparł mało przekonująco. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać, ale musiałam.
-Fer, zastanawia mnie to co mi dzisiaj powiedziałeś.-spojrzałam na niego wyczekująco lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Chciałam spojrzeć mu w oczy ale one skierowane były gdzieś w kierunku okna.Milczał.
-No powiesz mi w końcu o co chodziło?
-O nic, zapomnij-powiedział lecz nadal na mnie nie spojrzał. Był taki nieobecny co mnie strasznie irytowało.
-Fer kurde!-walnęłam go w ramie po czym usłyszałam głośne "Ałłłł".
-Ała to bolało, oszalałaś?-syknął cicho.
-Nie oszalałam, ale zaraz mnie do tego doprowadzisz.
-O co ci w ogóle chodzi ?
-Tego właśnie nie wiem, dlatego się ciebie pytam. Więc jak, powiesz mi o co ci chodziło dzisiaj rano ?
-Czego ty ode mnie oczekujesz, co?
-Prawdy.
-Proszę bardzo.Prawda jest taka,że gdy na ciebie patrzę to czas się zatrzymuje. Jesteś dla mnie jak anioł,strasznie uparty, ale anioł.Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, jesteś tak nadzwyczajnie przepiękna, dobra. Gdy ciebie przy mnie nie ma to czuję pustkę. Jesteś jak zagadka której nie potrafię rozszyfrować. Chodzi mi o to, że się chyba zakochałem, co doprowadza mnie do szału bo wiem że nie mogę ciebie mieć.
-O czym tak myślisz?-te słowa przywróciły mnie do teraźniejszości gdzie leżałam przygnieciona do ziemi przez Torresa. Zauważyłam, że teraz bawił się moimi lokami.
-O niczym.-odparłam nie chcąc o tym mówić.
-Aha.-mruknął dalej molestując mi włosy. Wtedy się rozmyśliłam. Jak nie teraz to kiedy?
-Fer, co ty robisz?
-Hmmm? Ale co robię?
-Ogólnie! Co robisz?
-Nie wiem o co ci chodzi.-przestał się już bawić a jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej.
-Nie wiesz o co mi chodzi?! No jak nie! Ja nic nie rozumiem, wpadasz z powrotem do mojego życia po tym wszystkim co się stało i dajesz mi do zrozumienia,ż-
Nie dokończyłam bo własnie w tej chwili Fer mnie pocałował.
Powinnam się martwić?
Z pewnością, ale tym że miał mnie czelność pocałować czy tym, że nie protestowałam?
W końcu nawet odwzajemniłam go delikatnie a potem uchyliłam lekko usta by-
-Nie, nie, nie, nie, nie!-odwróciłam się w bok.-Nie mogę...Ja...David....i Juanito...nie....Fer...
-Przepraszam.-szepnął.-Nie powinienem.
-Możesz ze mnie zejść?-odparłam nie patrząc mu w oczy.
-Jasne, przepraszam.-momentalnie całe ciepło jakim mnie otaczał zniknęło.
Wstałam czując się trochę dziwnie i ruszyłam w stronę ogniska. Co,myśleliście, że jakiś tam niezręczny moment z Torresem przeszkodzi mi w zdobyciu boczku? O nie, nie ze mną takie numery. Już go sobie przygotowałam i nie zostawię go ta-
O fak, zostawiłam go! Samego! Z pragnącym zemsty człekokształtnym!
Moje życie straciło sens.
Steven ;D
OdpowiedzUsuńAkcja z boczkiem = BEZCENNA i jeszcze ten pocałunek z Nando i lekcja jak nie obrażać Fabregasa :]
Powiem popłakałam się z śmiechu ;D