ŚMIERĆ NAD BARCELONĄ
-Dzisiejszej nocy o godzinie 01:10 JK 58 z 713 pasażerami na pokładzie zrównał się z ziemią. Samolot wyleciał o godzinie 21:00 ze Stanów Zjednoczonych, na lotnisku "El Prat" w Barcelonie miał wylądować o godzinie 01:15. Niestety nie doleciał. Podczas próby lądowania Jumbo Jet uderzył w ziemię i stanął w płomieniach. Policja podejrzewa, że mógł to być atak terrorystyczny, jednak nie wiadomo kto mógłby być ewentualnym sprawcą katastrofy. Minęło pół godziny od katastrofy jednak wciąż nie jest nam znany los wszystkich pasażerów. Eksperci twierdzą, że z taką siłą uderzenie z jaką samolot runął na ziemię, nikt nie miał prawa przeżyć. Prezydent Katalonii jest na miejscu katastrofy.
"Nie wiem co powiedzieć, to coś strasznego" oto słowa wypowiedziane przez prezydenta Artura Masa. Lotnisko zostało zamknięte. Ranni są przewożeni do szpitali w Barcelonie. Przed chwilą władze otworzyli linię kontaktu dla rodzin pasażerów, policja prosi o oddanie krwi dla poszkodowanych.
"Nie wiem co powiedzieć, to coś strasznego" oto słowa wypowiedziane przez prezydenta Artura Masa. Lotnisko zostało zamknięte. Ranni są przewożeni do szpitali w Barcelonie. Przed chwilą władze otworzyli linię kontaktu dla rodzin pasażerów, policja prosi o oddanie krwi dla poszkodowanych.
Brunetka siedziała skulona na kanapie i nie odzywała się ani słowem. Życie po raz kolejny okazało się dla niej bezlitosne i postanowiło znów ją skrzywdzić. Nie wycierała już lecących łez, wiedziała że to bez sensu bo za chwile spłyną nowe. Jej przyjaciele od dłuższej chwili próbowali skontaktować się jakoś z policją czy kogokolwiek aby dowiedzieć się czegoś o Davidzie, czy jest ranny, czy w ogóle żyje.
-Ric wiadomo już coś?-wyszeptała z wlepionym wzrokiem w telewizor.
-Niestety...nic. Nie znaleźli go.-odrzekł cicho chłopak siadając obok dziewczyny.
-A jeśli...jeśli on nie żyje...co wtedy...co ja zrobię?-zaszlochała ponownie chowając twarz w dłoniach.
-Nie wolno ci tak myśleć. David jest silny, zobaczysz że wszystko będzie dobrze-przytulił ją do siebie.
-Ty nic nie rozumiesz! On mi się oświadczył-wykrzyczała płacząc.
-Co ?!-wypowiedzieli wszyscy prawie równocześnie. Dziewczyna złapała jedną ręką za buzie i wybiegła w stronę łazienki.
-Gabi? Gabi wszystko w porządku?!-krzyczał brunet waląc pięściami w drzwi od łazienki.
-T-tak-wypowiedziała słabo, prawie niedosłyszalnie.
Gabriella.
Zsunęłam się bezwładnie na podłogę.Nie mogę go stracić! Nie chcę! Zaczęłam znowu płakać waląc pięścią o podłogę. Nagle spojrzałam na niewielką białą szafkę i oprzytomniałam.
-Nie muszę cierpieć-powiedziałam cicho do siebie i wstałam.
Podeszłam bliżej i wyciągnęłam z niej żyletkę która należała chyba do Cristiano. Spojrzałam na siebie w lustrze...wyglądałam okropnie, oczy spuchnięte, twarz cała zapłakana, po prostu wrak człowieka i po co komu taka dziewczyna? David na pewno nie żyje...przecież słyszałam co mówili...nie umiem bez niego żyć, nie umiem.
Podeszłam bliżej i wyciągnęłam z niej żyletkę która należała chyba do Cristiano. Spojrzałam na siebie w lustrze...wyglądałam okropnie, oczy spuchnięte, twarz cała zapłakana, po prostu wrak człowieka i po co komu taka dziewczyna? David na pewno nie żyje...przecież słyszałam co mówili...nie umiem bez niego żyć, nie umiem.
Przypomniała mi się jak się poznaliśmy.To on wprowadził mnie do świata Blaguary, to on sprawił, że znowu zaczęłam się uśmiechać.
-Ale że serio?!-pytałam z niedowierzaniem przyjaciółki. W prawej ręce trzymałam komórkę i zakupy a w lewej kawę. Ludzie przechodzący obok gapili się na mnie jak na wariatkę. Uradowana krzyczałam do telefonu. Byłam taka podekscytowana, że nie zauważyłam wychodzącego zza rogu chłopaka.
-Muszę kończyć.-rzuciłam do telefonu.
-O boże jaka ze mnie kretynka. Przepraszam Pana bardzo, zagapiłam się.-tłumaczyłam próbując wytrzeć kawę rozlaną na koszuli bruneta.
-Naprawdę nic się nie stało.-uśmiechnął się.
-Jestem idiotką-zaczęłam klnąc pod nosem.-Bardzo mi przykro! Chyba muszę sobie kupić okulary...-rzekłam do siebie.
-Ależ naprawdę, nic nie szkodzi. Poza tym nie jestem żadnym panem, chyba aż tak staro nie wyglądam-zaczął się śmiać.
-Doprawdy zabawne-burknęłam.
-Jestem David.-podał mi rękę.
-Gabriella-odwzajemniłam gest.
Przypominając sobie tamtą sytuację dobrowolnie się uśmiechnęłam.
-Gabriello Aleksandro Morenzo! Otwieraj do cholery te drzwi!-usłyszałam krzyk Lamparta.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro a potem na żyletkę.
-David-szepnęłam do siebie,wycierając łzy. Jednym zwinnym ruchem przecięłam żyły...
______________________________________________________
-Słyszysz mnie?! Odezwij się! Gabriella!
-Czekaj-niski szatyn przywarł do drzwi łazienki-Nic nie słyszę, jest za cicho..-szepnął.
-Odsuń się-krzyknął napastnik Realu i rzucił się na drzwi. Był silnym mężczyzną więc wyważenie takich drzwi nie sprawiło mu większego problemu.
-O boże!-krzyknął młody Brazylijczyk i podbiegł do dziewczyny która leżała nieprzytomna na podłodze. Z jej nadgarstków leciała krew.
-Dzwońcie po pogotowie!-krzyknął do chłopaków którzy stali nieruchomo w drzwiach nie wierząc w to co widzą.
-Kurwa ruszcie się! Ona może umrzeć!-zdenerwował się nie widząc żadnej reakcji z ich strony. Wysoki blondyn pobiegł do pokoju i po chwili było słychać sygnał dzwonienia.
-Gabi, malutka nie zasypiaj..słyszysz-starał się ocucić dziewczynę.
-Ronaldo na jakiej ulicy jest ten hotel?!-krzyknął chłopak próbując dogadać się przez telefon. Był tak zdenerwowany, że sam nie wiedział co mówi.
-Ka'upulehu Drive czy jakoś tak-drżącym głosem odpowiedział Portugalczyk.
-I co?-spytał się gdy zobaczył zbliżającego się chłopaka.
-Zaraz będą-odpowiedział klękając przy dziewczynie.
-Boże, Gabi dlaczego to zrobiłaś?-spytał się jej nie oczekując odpowiedzi. Pogłaskał ją lekko po głowie.
-Bądź silna,potrafisz.
Barcelona,lotnisko "El Prat"
Młody szatyn biegł ile sił w nogach, zaczepiał przypadkowych ludzi lub władz w celu zebrania jakichkolwiek informacji na temat jego przyjaciela. Przyjechał tu po to aby go odebrać i zawieść do domu, a zamiast tego szuka jego w nadziei, że żyje i jest nim wszystko w porządku. Mimo że był facetem, jakże silnym psychicznie, łzy spływały mu po policzkach.
-David Villa. Wie Pani gdzie on jest, czy go znaleźli?
Dopadł młodą lekarkę która najwyraźniej się gdzieś śpieszyła.
-Ten piłkarz tak?
-Tak,tak!Znaleźliście go?!-spytał z nadzieją w głosie.
-Przykro mi...zmarł kilka minut temu...
______________________________________________________
W pewnych chwilach nawet najtwardszy facet ukazuje skruchę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz