sobota, 11 maja 2013

Rozdział 23 :Nauczyć się żyć.




*****************************************************
Barceloński szpital nie przyciągał zbyt wielu ludzi,wręcz ich odstraszał. Nikt nie chciał tutaj przebywać,w sumie się im nie dziwie. Mimo to dzisiaj miało się tu stać coś niesamowitego. Co? Przekonacie się sami, zagłębiając się w tę historię pełną dziwnych zdarzeń, niedomówień, nierozwiązanych niegdyś spraw i rodzinnych tajemnic, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.
*****************************************************

Leżałam na tym cholernym łóżku już chyba ponad 2 tygodnie. Co za klapa. Przecież dobrze się czuje, tak? Przynajmniej ja tak sądzę, a oni powinni to uszanować. Jeszcze przysłali do mnie psychologa, nie no fajnie. Fajnie wiedzieć, że uważają cię za jakąś psychopatkę. Nie ma co, wsparcie to ja mam świetne. Przyznaje, może mnie trochę poniosło z tym wszystkim... chociaż w sumie to ... nie wiem co mam ze sobą zrobić. 

Nic już nie ma sensu.

Tik, tak. Czas upływa, a my nie jesteśmy w stanie go zatrzymać. Tik, tak. Lecą kolejne minuty, przynosząc całą serię zdarzeń, układających się w nasze własne życie. Tik, tak. A życie przecież tak szybko przemija. Tik, tak. Z każdą sekundą coś tracimy, nie zdając sobie nawet sprawy, jak ważną rzeczą było.

Codziennie ktoś do mnie przychodził. Jak nie Cesc to Daga, jak nie Daga to chłopacy. Jednak ja bym wolała ujrzeć ją, moją matkę. Nie miałam z nią kontaktu odkąd wyprowadziłam się z domu, byłam do tego wręcz zmuszona. Nie miałam już siły z nią dłużej mieszkać. Codzienne kłótnie, głupie odzywki...doprowadzała mnie do szału. Słyszałam z gazet że wyjechała do Paryża i podobno ma narzeczonego. W sumie co mnie to obchodzi, zostawiła mnie w momencie kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Nie doceniała mnie, nigdy mnie nie doceniała.Uważała, że jestem za słaba, żeby wybić się w tym okrutnym świecie, ale ja postanowiła że się nie poddam i pokaże jej że jestem czegoś warta. Mimo wszystko brakowało mi jej, szczególnie teraz. Owszem moi przyjaciele nigdy mnie nie opuścili jednak ja potrzebuje wsparcia u rodziny, u mamy, u taty. Tego drugiego nie znałam. Nawet nie wiem jak wygląda, czym się zajmuje i czy w ogóle mnie pamięta. Wojtek opowiadał mi trochę o nim i chciał żebym się z nim spotkała ale ja nie chciałam, nie mogłam. Zresztą co miałabym mu powiedzieć?
"Kochany tatusiu jak dobrze cię widzieć, tęskniłam"? Gówno prawda. To on opuścił mnie i mamą i związał się z jakąś lafiryndą z Polski. (Sorry Wojtek). Z mamą musiałyśmy radzić sobie same, on przysyłał tylko alimenty. Phhi. Tyle to ty sobie możesz w dupę wsadzić. Głupi prezes głupiego PZPN'u. Myślał że będzie wysyłał kasę co miesiąc i tak spłaci moją krzywdę? O nie. Nic nie idzie jak po maśle, ja nie odpuszczam tak łatwo. Nigdy do mnie nie dzwonił, nawet głupiego listu nie raczył napisać. A na 18-ste urodziny przysłał mi brylantową bransoletkę. A phhi, nie pomyślałeś że wolałabym ujrzeć twoją zakichaną twarz przed progiem?! Może jestem uparta, nie zawsze mądrze się zachowuje, przeklinam jak się wkurzę ale do jasnej anielki, uczucia mam. Kocham...tęsknie...cierpię...Wszyscy mi mówią że się strasznie zmieniłam. Przede wszystkim matka,tak ona uważa mnie za wyrodną córkę. Twierdzi że sława uderzyła mi do głowy, ale to nie prawda. Owszem wcześniej luiałam ostrą zabawę, chłopaków i nawet kiedyś brałam narkotyki ale odkąd poznałam Davida ... i chłopaków wszystko się zmieniło. Nie jestem już tą samą dziewczyną. Sama do wszystkiego doszłam, sama osiągnęłam to co mam teraz. Nigdy nikt mi w niczym nie pomógł. Jestem z siebie naprawdę dumna i nie pozwolę nikomu wejść mi w drogę. Pamiętam słowa mojego dziadka "W samolubnym świecie samolubni wygrywają". Miał rację, oj miał. Poświęciłam się miłości... i co teraz mam? Nic. Zostałam sama, jak zawsze. Co ja siebie oszukuję...

Ja go kurwa kocham!

-Dzień dobry Panno Morenzo-usłyszałam głos lekarza. Wszedł zamykając za sobą drzwi.

-Piękny dzień mamy nieprawdaż? Uchylę trochę okno dobrze?-spytał podchodząc do okna. Przytaknęłam tylko lekko i spuściłam wzrok na podłogę.

-Mam dla pani dwie dobre wiadomości-uśmiechnął się do mnie siadając obok. Momentalnie spojrzałam na niego.

-Otórz po pierwsze, może Pani już dzisiaj wrócić do domu. Pani wyniki są bardzo dobre, co jest naprawdę zaskakujące zważając na ilość straconej krwi...ale ma Pani szczęście. Na pewno  ktoś tam na górze opiekuję się Panią, ma Pani swojego anioła stróża.-Spojrzałam na niebo, przypomniałam sobie o nim...-A jednak jesteś blisko-wyszeptałam do siebie.

-A druga?-spytałam lekarza nie odwracając wzroku od okna.

-Teraz Pani będzie miała dla kogo być silną.-uśmiechnął się.

-Co ma Pan na myśli?-spojrzałam na niego zdziwiona.

-Jest Pani w ciąży.-uśmiechnął się czule.

W życiu jest wiele rzeczy, które przemijają. Jednak każda z nich pozostawia po sobie jakiś ślad.

Otworzyłam buzię żeby coś powiedzieć ale lekarz wyczuwając już treść mojej wypowiedzi dodał-Drugi tydzień.

-Drugi?-spytałam z niedowierzaniem.

-Tak. Zrobimy jeszcze badania i może Pani wrócić do domu. Zapiszę pani odpowiednie leki oraz dietę. Musi Pani o siebie dbać i o tego maluszka-wskazał ręką na mój brzuch.

-Czy...czy ono jest zdrowe?

-Tak. Na szczęście nie odbiło się na dziecko. Jest bardzo silne,tak jak Pani. Na pewno odziedziczył to po ojcu-uśmiechnął się. -Ja już pójdę. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.-wyszedł.

-David-wyszeptałam do siebie.

-Malutki David-uśmiechnęłam się mimowolnie do siebie głaszcząc po płaskim jeszcze brzuchu.

Po twarzy spłynęła mi pierwsza łza.

-Będzie dobrze maleńki.Mamusi Cię kocha.

A przecież nie tak miało potoczyć się to show, nieprawdaż? Ktoś najwyraźniej życzył sobie innego zakończenia i dlatego właśnie scenariusz został podmieniony w ostatniej chwili, bez uzgadniania tego z większą częścią obsady. Chcecie dowiedzieć się, jaki tytuł ono nosi? Proszę bardzo, nazwano je - życiem.Tak, to właśnie życie niespodziewanie zmienia bieg, skręcając w ciemne, wąskie uliczki bez wyjścia, nawet nie powiadamiając nas o tym. Życie z dnia na dzień przynosi coraz nowsze niespodzianki. Miesza nas z błotem, by chwilę później wynieść na piedestał sławy. Nie, w tej głupiej gonitwie nikt jeszcze nie wygrał... 

Niedługo potem odwiedził mnie Pique. Zadziwiające jest jak szybko taki chłopak jak on, zawsze uśmiechnięty, zadowolony z życia, co chwilę strzelający jakimiś dziwnych kawałami tak szybko się zmienił. Widziałam, że cierpi jednak on starał się tego nie pokazywać, przynajmniej przy mnie. Wspierał mnie cały czas, obiecywał ze nigdy nie opuści. Dziękuję ci Boże za takich przyjaciół. Przy nich odzyskuje ochotę do życia. Nie wiem co się zmieniło w życiu Barcelony od śmierci Davida. Chłopacy opowiadali mi tylko, że stracili ochotę do gry, już nie jest tak samo. Treningu są nudne, nikt się już nie cieszy...nie wygłupia. A przecież niedługo EURO. Pamiętam jak David się cieszył ... . Ciężko pracował na treningach żeby wypaść jak najlepiej. Wszyscy chcieli powtórzyć zwycięstwo sprzed 8 lat, kiedy wygrali finał z Niemcami. Cztery lata temu nie udało im się obronić trofeum, Torres miał kontuzję i jak się okazało, był to nóż w plecy dla Hiszpanii. Nawet Davidowi nie udało się za zakleić tej dziury i w finale zostali pokonani przez Włochów...

Trzeba umieć zauważyć, kiedy jakiś etap życia dobiega końca. Zakończyć cykl, zatrzasnąć drzwi, zamknąć rozdział nieważne, jak to nazwiemy, ważne, żeby zostawić za sobą to, co już minęło.
nauczyć się żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz