-Nie masz za co. Wiesz, że dla was zrobię wszystko-przytuliłam się mocno do bramkarza.
-Strasznie nam ciebie brakowało-uśmiechnął się.-Obiecaj, że już nigdy nas nie zostawisz-zaśmiał się.
-Obiecuję-zrobiłam to samo.
CAMPEONES! REYES DE EUROPA!
To niewiarygodne! 29 czerwca 2008 roku na pewno przejdzie do historii hiszpańskiego futbolu, jak nie światowego. Dzień w którym narodowa reprezentacja przełamała negatywną passę i po latach pozbawionych sukcesów, sięgnęła po najwyższe trofeum na starym kontynencie. W finałowym meczu Mistrzostw Europy, rozegranym na stadionie w Wiedniu, Hiszpanie pokonali reprezentację Niemiec 1:0, za sprawą gola Fernando Torresa w 33 minucie.
Cała Hiszpania cieszy się i dziękuje:zawodnikom, którzy grali jak nigdy, trenerowi Luisowi Aragonesowi, który ożywił naszą reprezentację, podniósł ją z kolan oraz Gabrielli Morenzo, która tchnęła ducha w szeregi La Furia Roja, która była prawą ręką selekcjonera w najtrudniejszych momentach i na zawsze pozostanie sercem reprezentacji.
Hiszpania mistrzem!!!!!!!!!
Viva Espana!
Później był blask fleszy, wywiady, konferencje, gale, uwielbienie tysięcy fanów,tysiące propozycji pracy...
Życie o które nie prosiła, ale które przenikało się z tym, którego pragnęła, życie, które, musiała przyznać się sama sobie, niezmiernie sobie upodobała.
Dotąd zdążyła się już jednak przekonać, że szczęście nie zachowuje ciągłości trwania. Może dlatego musiała dowiedzieć się o swoim błędzie, którego brzemię musiała wziąć wyłącznie na siebie.
Więc uciekła. Kupiła bilet w jedną stronę do ciepłego kraju za oceanem, zbyt daleko, by ktokolwiek mógł ją odnaleźć, z dala od gotyckich, wąskich, gwarnych uliczek, z dala od zbyt znajomych twarzy.
Na lotnisku, gdy zostawiała za sobą, lata samej siebie, własne przemierzone drogi, serce krwawiło jej barwami senyery.
GABRIELLA MORENZO NA SKRAJU ZAŁAMANIA, HISZPANIA W ŻAŁOBIE.
Ludzie na całym świecie zamarli, gdy tydzień temu glob obiegła informacja o tragicznej śmierci napastnika FC Barcelony, Davida Villi, który zginął w katastrofie lotniczej na lotnisku El Prat.
Ciężkie chwile przeżywa teraz partnerka Villi, 24 letnia Gabriella Morenzo, która nie może pozbierać się po tak wielkiej stracie.
Wczoraj została przewieziona do prywatnej kliniki w Madrycie, podobno jej stan psychiczny jest na tyle ciężki, że rodzina dziewczyny boi się o jej życie. Przypominamy, że w dniu tragedii Panna Morenzo była wraz z kolegami m.in Cristano Ronaldo i Riacardo Kaka na Hawajach, czekając na powrót ukochanego. Nie wrócił.
Próby samobójcze, narkotyki, załamanie nerwowe.
Jak możemy Ci pomóc, Gabriello?
Przez te lata zdołała uwić tam sobie gniazdko dla siebie, swojego błędu, który stał się sensem jej życia, dla swojego spokoju. Nie czuła się tam obco- futbol płynął tam we krwi, każdego umorusanego po czubek nosa chłopca, kopiącego piłkę na osiedlowym boisku, to było naturalne, proste, prawdziwe, ta ziemia zrodziła jej bohaterów i mówiła jej językiem.
Jednak podobno mawiają, że serce i tak nie zapomni o swej prawdziwej miłości.
Mimo bólu, który z pewnością odczuwała spacerując uliczkami Barcelony, mimo cierpienia które na pewno towarzyszyło jej w ciągu dnia, od samego rana, aż po wieczór, a w nocy gościło w cichych zakamarkach jej pięknego snu.
ZBYT WYSOKA POPRZECZKA?
Niestety, obserwując poczynania naszej reprezentacji na przygotowaniach do tegorocznych MŚ, do których i tak z trudem się wślizgnęli, mamy prawo czuć się rozczarowani. La Furia Roja porzuciła swój fantazyjny, pełen polotu styl, który przyciągał miliony, rezygnując tym samym z bramek, prowadzących prostą drogą do zwycięstwa. Na boiskach treningowych oglądamy drużynę nieporadną, nie potrafiącą współpracować, wyprowadzać kontrataków, drużynę, która już nie czaruje, a zawodzi tysiące kibiców, nie tylko w Hiszpanii, ale i na całym świecie. Natomiast dobrze się zapowiadający, Fernando Torres ja widać nie może podołać wyzwaniu. Po tragicznej śmierci Davida Villi, to na niego zrzucono odpowiedzialność za bramki. Jeśli nie nastąpią zmiany, nasza reprezentacja długo jeszcze nie pociągnie. Vicente Del Bosque nie potrafi sprostać zadaniu, dodatkowo, zewsząd dochodzą informacje o jego złym stanie zdrowia, który uniemożliwia mu właściwe przeprowadzanie treningów.
Czyżby Luis Aragones i Gabriella Morenzo postawili zbyt wysoko poprzeczkę?
Aragones zrobił swoje, zasługuje na odpoczynek, jednakże, cała Hiszpania pyta: Gabriello! Gdzie jesteś?
_____________________________________________________
Tym razem się nie wycofa.
Pragnęła pokazać na co ją stać, a stać ją na wiele, bowiem Gabriella Morenzo nigdy się nie poddaje. Nie była już tą samą naiwną nastolatką, która dała się tak pięknie oszukać, nie jest też tą, ktÓRA potem płakała, a z pewnością dziewczyna w czarnej sukni trzymająca białe stokrotki stojąc nad grobem ukochanego, zniknęła z jej życia.
Uwielbiał stokrotki.
_____________________________________________________
-No dobra gołąbeczki, ruszyć dupy-krzyknął do nas Ramos który biegł pierwszy.(I czemu mnie to nie dziwi?)
-Eeeeee goryl, uważaj drzewo!-krzyknęłam.
-Co?!?!-podskoczył wystraszony i momentalnie się zatrzymał.
Skutek?
Tak, Xabi wpadł na niego i Ramos sekundę później leżał jak długi na ziemi.
-Debilu!-wydarł się Alonso, który o mały włos nie przewrócił się o leżącego kolegę. Nagle wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
-AAAAAAAAAAA! Zabiję!-krzyczał Sergio, orientując się że nie było tam żadnego drzewa.
-Oj sorki, mam chyba omamy.-uśmiechnęłam się i razem z rozbawionym Ikerem ruszyliśmy na przód, tak samo jak reszta drużyny. Zamiast pomóc poszkodowanemu, to śmiejąc się kolejno go wymijali.
To się nazywają koledzy.
____________________________________________________
-Gabi ile będziemy tak biec?Zatrzymamy się?Zatrzymajmy się.-jęczał z tyłu Mata.
-Nie ma mowy! Jeszcze trochę. Ja się nie zmęczyłam. A wy?-odwróciłam się lekko tak aby widzieć też drogę. I co zobaczyłam?
Za mną biegł tylko Mata i Alonso.
-Ejjj!!!! Gdzie są wszyscy?-zatrzymałam się, po czym rozejrzałam się dookoła.
Silva, Pique i Reina siedzieli na niedalekiej ławce, Ramos z Cazorlą pili wodę z fontanny, a reszta leżała gdzieś na trawie głośno dysząc.
-No co wy?!
-Przerwa?! Przerwa!-ucieszył się Mata i usiadł na ziemię.
-Wstawać! Jeszcze trochę!-podbiegłam do Llorente i próbowałam go podnieść. Jak się domyślacie, bez większego skutku.
-No weźcie! Nie róbcie mi tego, biegamy zaledwie 30 minut. Jeszcze tylko dziesięć! Dziecko tyle potrafi...piłkarze powinni dawać przykład zdrowego trybu życia!-lamentowałam siadając na pobliskiej ławce. Spojrzałam jeszcze raz na piłkarzy, ich miny mówiły wszystko.
Westchnęłam głośno.
Westchnęłam głośno.
-No dobra, dzisiaj dam wam już spokój.-zaczęła i gdy zauważyłam że jeden chciał się odezwać, szybko dodałam.
-Ale za to jutro biegacie potrójnie dłużej.-dodałam z miną wiecznego sadysty.
-To my już wolimy te 10 minut, prawda chłopaki?-poderwał się z miejsca Casillas.
-Racja! Ja tylko udawałem.-odezwał się Xavi.
-No ja mam jeszcze dużo siły!-wykrzyczał Pique gdzieś zza krzaków.
Wiedziałam, że to podziała.
Z triumfalnym uśmieszkiem wstałam z ławki.
-No niech wam będzie.`-westchnęłam z udawanym zmęczeniem.-Ale tym razem biegnę ostatnia!-zadeklarowałam.
-Tak jest panie kapitanie!
Ramos z Iniestą biegli pierwsi, pewnie myśleli że jak będą biec szybciej, to i szybciej czas minie. Głupolki...
Właśnie przebiegałam koło budki z lodami i wpadłam na pewien pomysł. Dam się chłopakom dzisiaj wyszaleć, wprawdzie nie powinni jeść takich rzeczy ale tym zajmiemy się jutro.
-Chłopaki-zatrzymałam się.-Macie ochotę na lody?
-Jasne!-krzyknęli chórkiem, cieszyli się jak małe dzieci.
Kupiłam im po 2 gałki, oczywiście wszystkie czekoladowe, no może oprócz Maty, on wybrał gumisiowe.
Odmieniec.
-Iker,mogę cię prosić?-zawołałam bramkarza gdy właśnie kończyłam swoją porcję lodów.
-Tak?-podszedł do mnie siadając obok
.
.
-Ty coś wiesz prawda?-uniosłam jedną brew, wpatrując się wyczekująco na bruneta.
-Ja? Nie... ale o czym?
-Dobrze wiesz, że chodzi mi o Fabregasa i Torresa. O co poszło?
-Aaaaa.... o to ci chodzi.
-Taaaaa,o to mi chodzi.-naśladowałam powolny głos kolegi.-Więc?
-Ja nic nie wiem.
Walnęłam facepalm'a.
-No błagam Cię,Iker! Jak ty mi nie powiesz, to kto?
-Ja na prawdę nic nie wiem. Ćwiczyłem na bramce kiedy zaczęli się kłócić, więc nie wiem o co poszło.
Westchnęłam.
-Ale wiesz...
-Co?
-No bo, podobno chodziło o ciebie.-powiedział bardzo cicho, prawie niedosłyszalnie.
-O mnie?-spytałam bardziej siebie niż jego.-Zrobiłam coś?
-Mnie się nie pytaj.-uniósł bezradnie ręce w górę.
-Ale kogo? Jak oni mnie słuchać nie chcą.Dzieci.-westchnęłam ponownie.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz. Teraz to już może być tylko lepiej.-objął mnie przyjacielsko jedną ręką.
Uśmiechnęłam się na słowa przyjaciela.-Mam nadzieję.
Niedługo potem wróciliśmy na Camp Nou, postanowiłam dziś już nie męczyć chłopaków, więc udałam się z nimi do szatni w celu przeprowadzenia poważnej rozmowy.
-Słuchajcie, nie będę Wam pieprzyć że jest dobrze i nic się nie dzieje, bo tak nie jest i mam nadzieję że zdajecie sobie z tego sprawę. Z ledwością dostaliście się na turniej, co jest bardzo przykre, a zarazem wkurzające. Nie będę się was również pytała co się z wami dzieje, bo chyba każdy zna na to odpowiedz. Jednak sama przez to przechodzę i wiem jak wam pomóc. Nie pozwolę by jeden, głupi wypadek spieprzył wam życie tak jak mi. Wróciłam i wyprowadzę was na ten cholery szczyt.-powiedziałam krótko i stanowczo, to co miałam im do powiedzenia, mam nadzieję że przekazałam im sens naszej współpracy.Wyszłam. Chcę żeby wzięli to do siebie i na poważnie. Od teraz nie liczy się nic więcej poza wygraną.
Dla ciebie David.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz