Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.
____________________________________________________
Dziś wieczorem miała wyjść na przeciw swemu przeznaczeniu.W swoim krótki życiu przebyła już wiele dróg, ale żadna nie była tak dramatyczna jak ta. Jednak teraz miała nadzieję że wszystko ulegnie zmianie, że zakończy pewien smutny rozdział i rozpocznie nową książkę, od początku. Wierzyła w to, tak po prostu. Rozpoczęła nową wędrówkę do swego wnętrza, rozwinęła się duchowo co z pewnością bardzo jej pomogło.W życiu wiele osiągnęła, ciężką i wytrwałą pracą.Teraz postawiła przed sobą nowy cel i zamierzała do niego dojść, choćby długimi, krętymi ścieżkami.
Bo ona się nie poddaje.
____________________________________________________
Wolnym krokiem poszłam w stronę swojego gabinetu. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zamknęłam oczy.
Mój mały relaksik oczywiście musiał przerwać natarczywy dźwięk mojego telefonu.
-Halo?-podniosłam leniwie komórkę z biurka, wciąż nie otwierając oczu.
-Gabriello? Chciałem Ciebie tylko poinformować o tym, że do Brazylii będziecie musieli polecieć beze mnie-usłyszałam głos Del Bosque.
-Dlaczego?-otworzyłam oczy, przysuwając się bliżej biurka.
-Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia i nie zdarzę na samolot, dlatego też przylecę dopiero jutro.
-Czyli, że będę musiała radzić sobie z nimi sama?? Przecież..-jęknęłam zrezygnowana.
-Oj nie marudź. Zresztą uważam, że wyjdzie to wam na dobre. Pogadacie sobie, pożartujecie. Wiesz, dobra atmosfera w drużynie to podstawa.-czułam że się uśmiechał.
-No tak...,czyli że pierwszy trening należy do mnie?-ożywiłam się.
-Ależ jak najbardziej. Tylko wiesz, chciałbym jeszcze mieć kogo wystawić w wyjściowej jedenastce.-zaśmiał się.
-Tak jest-zasalutowałam i również się roześmiałam się w głowie wymyślając narzędzia tortur dla moich kochanych podopiecznych.
-Cieszę się, a więc nie przeszkadzam, za godzinę macie samolot.
-No....Czekaj,co?!
-Co, co?
-Nie, nic. To ja już kończę. Pa.
-Pa.-rozłączył się.
Przecież my dalej jesteśmy na stadionie, a ja nie mam swoich rzeczy!!!
-Chłopacy?!?!-wparowałam do szatni. Ze zdziwieniem rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdzie nikogo nie było.
-Tu jesteśmy!-usłyszałam głos Valdesa dochodzący z salonu.(Nie zapomniałam wspomnieć, że mają własny salon? Tak? To teraz mówię. OGROMNY SALON, z pełnym wyposażeniem. Cud,miód i orzeszki. To tu piłkarze relaksują się przed meczem. Farciarze.)
-Co wy tak siedzicie? Za godzinę mamy samolot, gdzie wasze rzeczy?!-zaczęłam panikować ,chodząc po całym pomieszczeniu.
-Gabriella, luzik. Przecież my wszystko mamy.-Iker wskazał na walizki stojące pod jedną ze ścian.
Super, wszyscy się przyszykowali.
TYLKO NIE JA!
TYLKO NIE JA!
-Spokojnie, twoje rzeczy również tu są.Twoja koleżanka je przywiozła jakieś 10 minut temu.-kontynuował Casillas, nie zważając na mój wyraz twarzy, który mówił teraz tylko jedno."Zapomniałam założyć gaci, nie patrzeć na mnie!'
-Ekstra, czyli tylko ja jestem taka głupia, żeby zapomnieć?Zajebiście.-powiedziałam sama do siebie.
W momencie wypowiedzenia słowa "głupia" od razu rozjaśnił mi się mózg.
-Gdzie Torres i Fabregas?! Przez tych debili się spóźnimy!!!-krzyczałam jak oszalała.
-Ekhem, ekhem.-usłyszałam za plecami. Odwróciłam się na pięcie i zrobiłam wielkie oczy.
Fernando siedział na podłodze pod barkiem, a Cesc szukał czegoś w szafce koło telewizora. Fajnie,teraz to już w ogólne wezmą mnie za jakąś niezrównoważoną psychicznie.
-A właśnie! Torres, Fabregas wytłumaczycie mi może coś?-postanowiłam zmienić szybko temat.
-Co?-odezwał się Cesc, wychylając łeb zza szafki.
-Jajco! Masz mnie za idiotkę?
-Ależ skąd...-zmieszał się brunet.
-Nie chcę wam przeszkadzać ale autokar już czeka.-przerwał nam Kapitan La Furii Roji.
-Jeszcze do tego wrócimy.-spojrzałam na nich gniewnie po czym krzyknęłam.-Idziemy! Tylko bez żadnych przepychanek.
Czy ja coś mówiłam?
-Ramos pało! Nie rozpychaj się! Silva matole! Mata no weź tą rękę!-wydzierałam się.
JAK D-Z-I-E-C-I .
Nagle usłyszałam głośne gwizdanie.
-Spokój!-zarządził Puyol po czym westchnął ciężko.
-Gabriella wchodzi pierwsza, co wy kultury nie macie?-uśmiechnęłam się triumfalnie, mijając wszystkich.
-Pewnie zapomnieli spakować.-mruknęłam do siebie.
-Ej, ej a z kim będziesz siedzieć? Ze mną! Weź mnie!-wydzierał się Fabregas.
-Nie? Ona usiądzie ze mną.-wtrącił się Xavi.
-Nie bo ze mną!-krzyknął Mata.
No tak, teraz kwestia siedzenia.
Madre Mia.
Wypuściłam głośno powietrze.
-Usiądę z-przeciągałam jak mogłam,rozglądając się po twarzach piłkarzy.-Xabim!-dodałam radośnie wchodząc po schodkach.
Hiszpan uśmiechnął się wytykając kolegom język i wszedł zaraz za mną.
Czas zapomnieć?
Nie, miłość nie daje o sobie zapomnieć.
-Gdzie siadamy?-zapytałam Alonso, który wziął moją podręczną torbę w ramach pomocy. Dżentelmen, czyli gatunek wymierający.
-Może gdzieś z tyłu?
-Spoko. To może tu?-wskazałam na ostatnie miejsce dwuosobowe po lewej stronie autokaru.
-Idealnie-uśmiechnął się. Rozsiadłam się wygodnie pod oknem. Po chwili do autokaru wpełzły pozostałe płazy, robiąc przy tym tyle hałasu, ile kobieta przy porodzie.
Żebyście widzieli ile kłótni było o miejsca obok, przed lub zaraz za nami.
Matko.
Na sam koniec wpakował się Pique, Fabregas, Navas, Ramos i Valdes.
Przed nimi my, a po prawej stronie Casillas i Torres, następnie Mata i Reina, Pedro i Xavi, Iniesta i Silva, Navas i Llorente, Busquets i Cazorla, Puyol i Albiol i wreszcie Arbeloa i Martinez.
Czyli cała nasza zgraja.
-Cześć, mogę Cię zjeść?-usłyszałam nad swoją głową.
-Mata,jakbym miała takie teksty tak ty, to bym dawno strzeliła sobie z łuku w plecy.-powiedziałam patrząc na niego z politowaniem.
-A czyli, że nie?-nie zrozumiał aluzji. Wszyscy jak widać dokładnie przysłuchiwali się naszej rozmowie, czego konsekwencją była ogromna fala śmiechu.
-Niestety nie.-zrobiłam minę smutnego pieska.
-Szkoda.-wyszczerzył się po czym usiadł z powrotem i zaczął dyskutować z Reiną.
Wyciągnęłam swojego czerwonego jaśka, ściągnęłam klapki i usiadłam po turecku, wyciągając swoją ulubioną książkę.
-Będziesz czytać?-usłyszałam za sobą.
-Tak, a co?-powiedziałam odwracając się w poszukiwaniu właściciela tego pytania. Wszystkie 5 par oczu skierowane były na mnie.
-Co wy panny do towarzystwa szukacie?-spojrzałam na nich spod byka.
W odpowiedzi wszyscy naraz pokiwali na "tak".
Ciekawie się zapowiada...
Odkładając książkę, czemu towarzyszyły gwizdy chłopaków, sięgnęłam po ipod'a.
-No nie!-westchnęli na raz. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Serio będziesz słuchać teraz muzyki?-zapytał z politowaniem Pique.
-Serio, serio, a co? Nie mogę?-na to pokręcił głową z wielkim bananem na twarzy.Westchnęłam cicho po czym odwróciłam się z powrotem w celu kontynuowania poprzedniej czynności.
-Kto mi zajebał słuchawki?!-oburzyłam się. Oczywiście jak na zawołanie wszyscy odwrócili się w inną stronę.
-Xabi?-spojrzałam na niego z nadzieją uzyskania jakiejkolwiek informacji pomocnej.
-Ja nic nie widziałem.-uniósł ręce w geście kapitulacji.
-Jasneee.... W takim razie puszczam na głos. A chciałabym dodać, że słucham Biebera.-powiedziałam poważnie włączając urządzenie.
-To Fabregas! Błagam nie puszczaj!-krzyknął Valdes.
-Wiedziałam.-spojrzałam na niego złowrogo.-Oddaj!
-No dobrze...ale ja myślałem, że porobimy coś.-śmiesznie poruszał brwiami.
-Tak?-podniosłam jedną brew do góry, odwracając się w jego stronę, wyraźnie zainteresowana tym, co właśnie miał powiedzieć.
-Cesc miał na myśli, czy nie zagralibyśmy w jakąś grę czy coś-zaśmiał się Reina.
-No właśnie.-wyszczerzył się Fabregas.
-No dobrze, możemy w coś zagrać.-odchyliłam nasze siedzenia, tak abyśmy dobrze widzieli to co dzieje się z tyłu. Oparłam się wygodnie o szybę, uprzednio zasłaniając okna.
-Możesz położyć nóżki tutaj-wskazał na swoje kolana Alonso uśmiechając się przy tym rozbrajająco.
-Mogę?
-Możesz, możesz.-zaśmiał się puszczając mi oczko.
-Dzięki! Nawet nie wiesz jak bardzo jestem zmęczona.-wyciągnęłam nogi i zaśmiałam się słodko.
-To co, gramy?-Xabi zwrócił się do chłopaków.
-Ejj, gracie?!-wydarłam się do przodu.
-A w co?-krzyknął Arbeloa.
-Nie wiem, ale gracie?-wszyscy w tym momencie wybuchnęli śmiechem.
Taaaa,naśmiewajcie się z koleżanki...
-To może w prawda czy wezwanie-zaproponował Martinez.
-O nieeeee, to zawsze się źle kończy. Chociaż powiedziałabym bardziej dziwnie niż źle.
Od razu przypomniała mi się pewna sytuacja, jak Ramos w raz z Reiną paradowali w damskich ciuszkach i pełnym makijażu dookoła Santiago Bernabeu.
Najwyraźniej pozostali też przypomnieli sobie to samo.
Pique wypluł wszystkie orzeszki które teraz jadł, wprost na koszulkę Fabregasa, Casillas zachłysnął się wodą a Xabi obok zwijał się ze śmiechu.
-Pamiętam jak potem długo musiałem tłumaczyć Yolandzie, że nie jestem żadnym transwestytą.
Autobus wypełniła ponownie salwa śmiechu.
-To gramy?-zapytał ktoś z przodu, gdy tylko przestał się śmiać.
-Gramy, gramy. Kto zaczyna?
-Ja,ja! Ja chcę!-podskakiwał na siedzeniu Mata, jak dziecko domagające się lizaka.
-No dobra, tylko nie wymyśl czegoś...
-Gabi, prawda czy wezwanie?-rzucił szybko Juan nie pozwalając mi dokończyć. Westchnęłam ciężko, na co ten spojrzał na mnie wyczekująco.
-No dobra, nie chce umrzeć więc wybieram prawdę.-odpowiedziałam dumnie.
Hiszpan jęknął wyraźnie niezadowolony z obrotu spraw po czym dodał szybko.
-Wyjdziesz za mnie?
Mogłam się spodziewać tego typu pytania, toteż odpowiedziałam szybko..Pozwoliłam sobie na chwilę aktorskiego uniesienie, kładąc rękę na sercu i mówiąc bardzo powoli.
-Nie, naprawdę przykro mi. Ale uważam że nasze energię kompletnie do siebie nie pasują, wiesz sprawy duchowe. Nie zrozumiesz.-machnęłam ręką na co wszyscy się zaśmiali.
-Ale ja już kupiłem pierścionek, na pewno Ci się spodoba! Taki kolorowy, z żelków!-zaczął żywo gestykulować rękami nie zważając na fakt, że wszyscy już dawno zaczęli ponownie grę.
-A więc.-spojrzałam na Matę z politowaniem po czym odwróciłam się z powrotem.-Wybieram Casillasa!-krzyknęłam zadowolona widząc wyraźną obawę w oczach Hiszpana, który był na tyle odważny by wybrać wyzwanie.
Tylko, że moje wyzwania zawsze są no cóż,sami zobaczycie.
Spojrzałam na niego oczami w stylu Kota ze Shreka, zauważając że najwyraźniej się wahał co do swojego wyboru.
-Niech Ci będzie, biorę wyzwanie. Tylko przestań już się tak patrzeć!-zakrył oczy dając mi do zrozumienia bym przestała.
-Taaaaaak!-pisnęłam zachwycona.
-Iker wyznaj proszę miłość naszemu kochanemu kierowcy dając mu ten oto pierścionek zaręczynowy.-powiedziałam już spokojniej podając Hiszpanowi żelkowy pierścień kolegi.
-O niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!-jęknął opadając na krzesło.
Zapowiada się bardzo miła podróż na lotnisko.
A jest jeszcze lot....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz