sobota, 11 maja 2013

Rozdział 9:Jesteś strasznym egoistą wiesz?



Zajęliśmy już swoje miejsca w samolocie. Pech chciał aby Fernando siedział koło mnie. Nie powiem, że go nie lubię, bo go bardzo lubię, ale od momentu gdy się dowiedziałam, że David miał wypadek, zaczęłam jakoś inaczej na to wszystko patrzeć. Coraz częściej o nim myślałam, nie wiem dlaczego. Myślałam także o tym co powiedział mi Fernando, uważałam go za mojego przyjaciela, a on teraz wyznaje mi tak jakby miłość? Nie wiem, muszę o tym pomyśleć w spokoju bo ostatnie godziny wcale takie nie były.

-O czym tak rozmyślasz?-spytał mnie Fer przyglądając mi się uważnie.

-O niczym ważnym-odparłam od niechcenia.

-Na pewno?

-Na pewno.

-No dobrze-odparł mało przekonująco. Nie chciałam z nim w tej chwili rozmawiać, jednak musiałam.

-Fer,zastanawia mnie to co mi dzisiaj powiedziałeś.- Spojrzałam na niego wyczekująco lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Chciałam spojrzeć mu w oczy ale one skierowane były gdzieś w kierunku okna. 

Milczał.

-No powiesz mi w końcu o co chodziło?

-O nic, zapomnij-powiedział jednak nadal na mnie nie spojrzał. Był taki nieobecny co mnie strasznie irytowało.

-Fer kurde!-walnęłam go w ramie po czym usłyszałam głośne "Ałłłł".

-Ała to bolało, oszalałaś?-syknął cicho.

-Nie oszalałam, ale zaraz mnie do tego doprowadzisz.

-O co ci w ogóle chodzi?

-Tego właśnie nie wiem, dlatego się ciebie pytam. Więc jak, powiesz mi o co ci chodziło dzisiaj rano?

-Czego ty ode mnie oczekujesz, co?

-Prawdy.

-A proszę bardzo. Prawda jest taka, że gdy na ciebie patrzę to czas się zatrzymuje. Jesteś dla mnie jak anioł, strasznie uparty, ale anioł. Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, jesteś tak nadzwyczajnie piękna i dobra. Gdy ciebie przy mnie nie ma to czuję pustkę. Jesteś jak zagadka której nie potrafię rozszyfrować. Chodzi mi o to,że się chyba zakochałem, co doprowadza mnie do szału bo wiem że nie mogę ciebie mieć.-powiedział po czym spuścił głowę w dół.

-Fer.... boże ja nie wiem co powiedzieć. Ja... ja nie myślałam że ty.....przepraszam.

-Daj spokój-powiedział cicho. To były jego ostatnie słowa skierowane do mnie w ciągu całego lotu. 

Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Szczególnie zastanawiało mnie dlaczego Fernando uważał, że nie może mnie mieć, ale nie chciałam już nic mówić. Teraz najważniejszy był David i tego się trzymam. 

Kolejne godziny lotu upłynęły spokojnie i dość szybko,może dlatego, że prawie cały czas spałam, byłam strasznie zmęczona ale chciałam jeszcze dzisiaj zobaczyć co z Davidem.

Czułam, że ktoś niesie mnie na rękach. Obudziłam się bardzo powoli i zobaczyłam twarz El Nino.

-Boże Fer co ty robisz, puść mnie.-powiedziałam.

-Dobrze, przepraszam-postawił mnie na nogi po czym się lekko zarumienił co wyglądało naprawdę słodko.

-Dlaczego mnie niosłeś na rękach i gdzie my jesteśmy?-spytałam trochę zmieszana.

-Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić, przepraszam.A jeżeli chodzi o miejsce to jesteśmy na lotnisku w Barcelonie, właśnie cie niosłem do taksówki.

-Aha, no faktycznie to Barcelona, nie zauważyłam-powiedziałam cicho po czym usłyszałam cichy śmiech blondyna.

-To co idziemy?-spytałam gdy już się porządnie rozciągnęłam.

-Oczywiście śpioszku-powiedział z wielkim bananem na twarzy.

-Ejjj to nie śmieszne, po prostu spać mi się chciało.

-Mhmmm, dobra nie kłóć się już, idziemy.-powiedział po czym wziął moją walizkę i udaliśmy się do taksówki.

Na miejscu byliśmy już po 10 minutach. Weszliśmy do środka gdy na korytarzu ujrzałam przyjaciół.

-Cześć wam-powiedziałam po czym się przywitałam z każdym po kolei.

-Gabi kochana! -krzyknął Pique.-Cieszę się że ciebie widzę.

-Ja też.

-Fer? Co ty tu robisz ?-spytał Cesc trochę zmieszany.

-Długa historia. Potem ci powiem. A teraz mówcie co z nim.

-Mogę się z nim zobaczyć?-przerwałam Ferowi.

-No jasne, tylko że, no wiesz on się nie obudził jeszcze... Nie wiem czy to dobry pomysł.-powiedział cicho Messi. Widać było że martwi się moją osobą, nie chciał patrzeć jak cierpię.

-Nie ważne.Idę-odparłam po czym udałam się w stronę sali nr 214.

Gdy zobaczyłam Davida na łóżku, przyłączonego do tych dziwnych maszyn, łzy same napłynęły mi do oczu. Podeszłam po cichu do łóżka i usiadłam na krześle które się tam znajdowało. Wbiłam wzrok w w mojego przyjaciela i siedziałam tak bez słowa.

-Jak mogłeś mi to zrobić David-powiedziałam z nadzieją, że mnie usłyszy, chodź wiedziałam, że to niemożliwe.

-Jesteś strasznym egoistą wiesz?-przerwałam bo po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Choć wielu uważało mnie za bardzo silną kobietę, w głębi duszy nią nie byłam. Mimo że wiedziałam że mnie nie usłyszy mówiłam dalej, tak jakby do siebie.

-Wszystko będzie dobrze, prawda? Niedługo stąd wyjdziesz i pójdziemy razem zagrać w piłkę, strzelisz mi 10 goli a ja będę się na ciebie denerwowała, ale potem i tak pójdziemy na lody, prawda? Zawsze tak robiliśmy. Pamiętasz? Nigdy nie potrafiłam się na ciebie gniewać.-Otarłam twarz z łez, lecz nie potrzebnie bo co chwilę zakrywały ją nowe.

-Przepraszam Cię David. To moja wina. Gdybym nie wyjechała wszystko byłoby dobrze.-rozpłakałam się na dobre. Siedziałam skulona na krześle i płakałam. Sama próbowałam się oszukać, że wszystko będzie dobrze choć wiedziałam, że on może się już w ogóle nie obudzić.

-Kochanie nie płacz-usłyszałam głos, TEN głos. Podniosłam szybko głowę którą miałam schowaną w dłoniach i gapiłam się na niego jakby był co najmniej słoniem o 20 nogach.

-D-David? Obudziłeś się! Naprawdę?!-powiedziałam cicho.

-Ciii nic nie mów.Przytulisz mnie? Proszę ciebie, przytul mnie.-bez większego zastanowienia położyłam się koło niego i lekko przytuliłam, ponieważ nie chciałam aby cierpiał z mojego powodu.

-Kocham Cię Gabriella.-powiedział mi na ucho, a ja momentalnie zamarłam. Nie odpowiedziałam nic tylko wtuliłam się w jego tors. Nie miałam na nic siły. Zasnęłam.

______________________________________________________

Wieczór.Pokój w szpitalu w centrum Barcelony.Na łóżku śpi młoda dziewczyna wtulona w chłopaka. Oddycha powoli i spokojnie, na jej twarzy wyraźnie widać smutek i cierpienie. Młody mężczyzna wpatruje się w nią bardzo uważnie. Jest na siebie zły, że przez niego tak cierpi. Nie może sobie tego darować ,że krzywdzi kobietę na której mu bardzo zależy. Po chwili do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Był to Gerard Pique i Cesc Fabregas.

-David? Obudziłeś się! Co, kiedy?-dopytywał się zdziwiony Pique podchodząc do przyjaciela.

-Ciiiiii,ona śpi-powiedział wskazując na młodą kobietę.

-Aha.No sory.Cieszę się, że się obudziłeś.

-Jak się czujesz ?-spytał ten drugi.

-W sumie to nawet nieźle.A tak w ogóle to co się stało, bo nie pamiętam? 

-Nie pamiętasz?

-Nie.

-No więc mówiąc zwięźle to spieprzyłeś sprawę.

-Czyli?

-Czyli to,że najebałeś się jak nie wiem co dlatego, że Gabi pojechała z Pique do jego domu. Zabawiałeś się z jakąś dziwką. A potem jaki schlany w cztery dupy wsiadłeś za kółko, mimo że próbowaliśmy cię zatrzymać.

-David ja nawet nie wiem o co ci chodzi. Ja ją tylko odwiozłem.-wtrącił Gerard Pique.

-Do swojego domu?! -syknął.

-Tak. Do mojego domu, ale to tylko dlatego że nie chciałem żeby została sama.

-Ta jasne. Daruj sobie, nie jestem idiotą.

-No własnie chyba jesteś! I to jakim! Między nami NIC nie ma, rozumiesz?! A jak nie rozumiesz to twój problem. Nie mam zamiaru się z tobą kłócić bo nie warto. Chcę tylko ci powiedzieć że jesteś cholernym sukinsynem. Krzywdzisz ją a niby ją kochasz.-powiedział zdenerwowany chłopak po czym szybkim krokiem wyszedł.

-Wiem.-powiedział do siebie, ale Pique już nie było.

-David nie przejmuj się nim. Jest po prostu zły, bo mu na niej strasznie zależy, zresztą tak jak nam wszystkim.

-Wiem. Przepraszam.-odrzekł cicho.- Możesz mnie zostawić samego?

-No jasne, a Gab ?

-Niech sobie śpi, nie przeszkadza mi.

-No dobra. To trzymaj się-powiedział Cesc i wyszedł z pokoju, zostawiając go samego ze swoimi myślami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz