Przyznam się bez bicia, że bardzo mi się podobało. Nie sprzeciwiałam mu się, wręcz przeciwnie. Blondyn chyba to wyczuł, bo zaczął całować coraz to odważniej. Uchyliłam lekko usta, tak aby jego język mógł pieścić moje podniebienie. Oddałam się jego pocałunkom jakbym była w transie. Było mi tak dobrze, że zapomniałam o otaczającym nas świecie. Czułam jego gorące ręce na moim brzuchu. Fernando położył się na mnie po czym przyssał się do mojej szyi, a jego ręce przebywały teraz niebezpieczną wędrówkę po moim ciele.
-Fer-Fernando przestań- mówiłam cicho, przerywając co chwilę. Gdybym mogła to od razu bym się na niego rzuciła. Jego gorące wargi cały czas dotykały mojego ciała, a ręce wędrowały coraz to niżej. Musiałam to przerwać, nie byłam gotowa.
-Proszę przestań-krzyknęłam cicho. Fer odrazu się odsunął.
-Ja-ja przepraszam. Strasznie cię przepraszam Gabi, ale nie mogłem się powstrzymać, ty jesteś ...-zaczął się tłumaczyć ale mu przerwałam.
-Ciii.Nic nie mów. Po prostu już tak nie rób więcej okej?
-Dobrze...jak chcesz.-powiedział po czym udał się do drzwi.
-Fer stój! Proszę cię. Zrozum, że ja po prostu nie jestem na to gotowa.-próbowałam go zatrzymać ale on tylko spojrzał na mnie ze smutkiem i żalem w oczach, że zrobiło mi się przykro.
-Ty nic nie rozumiesz. Zresztą nieważnie i tak na ciebie nie zasługuję.-powiedział po czym wyszedł. Tak po prostu wyszedł i mnie zostawił w osłupieniu. Nie widziałam co myśleć. Boję się myśleć co by się wydarzyło gdybym go nie zatrzymała. Co z Davidem? Od kilku dni się do mnie nie odzywa, nie daje znaku życia. Po tym co powiedział mi Pique boję się, że on mnie nienawidzi. A ja przecież go kocham. Tak, tak mi się wydaję. David czy Fernando? Oto jest pytanie. Każdego z nich dażyłam dużym uczuciem. Ale które z tych uczuć to miłość a które przyjaźń. Nie wiem i pewnie długo się nie dowiem. Jedyną rzeczą którą chciałam teraz zrobić to zadzwonić do Villi. Muszę z nim porozmawiać, po prostu tęsknie za nim. Wybrałam numer Davida i czekałam.
-Halo?
-Pique? Czemu odbierasz telefon Villi?-spytałam zdziwiona.
-A może znasz takie słowa jak "Cześć" czy coś?
-Cześć pyszczku! Przepraszam, jestem trochę nieobecna przez ostatnie minuty.
-A to z jakiego powodu panienko?
-A nic. Nie ważne. No więc, czemu odbierasz jego telefon?
-No bo... tak jakoś. On jest zajęty.
-Dla mnie na pewno znajdzie czas. Poproś go do telefonu.
-Yyy nie mogę. Znaczy on nie może podejść tu, jest bardzo zajęty.
-Mhmm ciekawe czym? Pique nie denerwuj mnie. Wiem, że coś się stało ale nie chcesz mi powiedzieć.
-Nic się nie dzieje.
-Jasne. To ja wracam do Barcelony i zobaczę sama.
-Nie! Gabi nie rób tego!
-Dlaczego?!
-Co z twoją karierą? Nie możesz tak wyjechać.
-Mogę, jeśli chcę. Dla mnie David jest ważniejszy niż jakaś głupia kariera.
-Dobra, słuchaj. Jak ci powiem co się stało to nie zostawisz tego wszystkiego?
-Nie wiem, zależy co to będzie.
Westchnięcie.
-No więc, nie wiem jak ci to powiedzieć...
-No więc, nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Gerard! Już!
-No bo ... David.... tak jakby... miał wypadek?
-SŁUCHAM?! Jaki wypadek?!
-Mała uspokój się, proszę.
-Nie denerwuj mnie! Jak mam się uspokoić?! Kiedy to było? Coś poważnego?! CO Z NIM?!
-No jeszcze przed twoim wyjazdem...
-I nic mi nie powiedziałeś?! Jak mogłeś! Jesteś ostatnią świnią!
-Uspokój się Gabriella! Chciałem twojego dobra!
-Mojego dobra?! Daruj sobie wiesz! Wracam do Barcelony.
-Nie wracasz.
-Chyba sobie kpisz! Nie będziesz mi mówił co mam robić. Chcę być przy nim rozumiesz?-czułam jak łzy mi lecą po policzkach.
-Dobrze, tylko się nie denerwuje, proszę cię.
-Proszę, powiedz mi tylko, że wszystko będzie dobrze.-rozpłakałam się na dobre.
-Będzie, zobaczysz. Tylko nie płacz.
Pique kupił mi już bilety. Miałam tyle szczęścia, że akurat zwolniły się dwa miejsca na najbliższy samolot, za półtorej godziny. Ochłonęłam szybko, ogarnęłam się i spakowałam w ekstremalnym tempie walizkę. Na korytarzu wpadłam na NIEGO.
-Gabi wyjeżdżasz?
-Tak, muszę.
-Dlaczego? Coś się stało?
-David miał wypadek.
-PIERDOLISZ !
-Mówię co mi Gerard powiedział, Torres śpieszę, nie zatrzymuj mnie.
-Lecę z tobą.
-Po co?
-To mój przyjaciel. PO TO. Poczekaj chwilę zaraz zabiorę rzeczy.
-No dobra.Zadzwonię na lotnisko może mają jeszcze wolne bilety.
-Ok dzięki-powiedział Nando po czym zniknął w swoim pokoju.
-Dzień dobry.Chciałam zarezerwować jeszcze jeden bilet na najbliższy lot do Barcelony. Czy jest jeszcze wolny ten na 12:30?
-Chwila, już sprawdzam.
-Dobrze.
-Ma pani szczęście. Został ostatni. Na jakie nazwisko?
-Mo... znaczy Torres.
-Dobrze. Na lotnisku dostanie pani bilet.
-Świetnie, dziękuję.
Akurat w tym momencie przyleciał Nando.
-I co, jest ?
-Jest, masz szczęście.
-Uff to dobrze. Na którą godzinę jest samolot?
-Na 12:30, a jest-spojrzałam na zegarek- 11:45, więc radzę ruszyć tyłki.
-Dobra. Pojedziemy taksówką. Już zamówiłem
-Ok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz